Wyrażanie swojej opinii w Internecie coraz częściej przeradza się w krytykowanie zamieszczanych treści. Powoli staje się to cechą tego medium. Brak rzetelności i wulgarność nie są spowodowane jedynie anonimowością, ale także poczuciem bezkarnej wolności słowa i brakiem barier.
Swobodne wyrażanie swojej opinii jest podstawowym prawem człowieka. W Polsce wolność słowa w sieci zagwarantowana jest przez art. 54 Konstytucji RP. Gdzie jednak kończy się wolność słowa, a zaczyna przekraczanie granic?
Naruszenie czyjegoś bezpieczeństwa, zniesławienie, pomówienia podlegają karze pieniężnej, a nawet pozbawieniu wolności.
Prawo polskie co prawda zezwala na krytykę osób publicznych. Wydawać by się mogło, że nie mogą się one ubiegać o odszkodowanie i usunięcie negatywnych komentarzy. Nic bardziej mylnego, ochrona dóbr osobistych (art. 23 Kodeksu cywilnego) gwarantuje osobom publicznym zadośćuczynienie finansowe gdy zostanie naruszona ich wolność, swoboda, tajemnicza korespondencji. Natychmiastowe usunięcie wpisu na mocy ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną należy do administratorów i moderatorów danego portalu.
Z negatywnymi komentarzami możemy się spotkać na forach, indywidualnych blogach, stronach z artykułami czy też portalach społecznościowych. Podpis w sieci nie identyfikuje osoby, używając wymyślonego imienia, pseudonimu czujemy się jeszcze bardziej bezkarni. Użytkownika, który zmieścił dany komentarz można jednak odnaleźć po numerze IP identyfikującym jego komputer w sieci.
Użytkownicy wychodząc z założenia, że umieszczane przez nich w Internecie treści nie są monitorowane, są w błędzie. Rządy największych państw monitorują sieć w poszukiwaniu sygnałów o potencjalnych zamachach terrorystycznych, nielegalnych działalnościach. Zakres kontrolowania sieci często wykracza poza granice wolności osobistej. Monitorowane są prywatne wiadomości, sygnał z kamerek internetowych, maile. Powstaje pytanie gdzie kończy się prewencja, a zaczyna inwigilacja? Dopóki w grę wchodzi bezpieczeństwo społeczeństwa kwestia monitorowania wydaję się oczywista, jednak w przypadku pozyskiwania danych z baz w celach niezwiązanych z bezpieczeństwem jest to łamanie granic prywatności. Niektóre kraje takie jak Iran blokują dostęp do portali społecznościowych, aby użytkownicy nie mogli organizować akcji przeciwko łamaniu wolności słowa. Stosowanie serwerów proxy pozwala na filtrowanie danych przepływających między użytkownikiem, a Internetem. W Polsce prawo telekomunikacyjne nakazuje operatorom przez okres dwóch lat składować wszystkie dane na temat połączeń ze stronami internetowymi, lokalizacji użytkownika i wymiany treści.
Całkowita wolność w Internecie nie istnieje. Użytkownicy nie mogą czuć się bezkarni w swoich działaniach, ale też nie powinni zapomnieć o przysługujących im prawach do wolności słowa i ochrony osobistej. Warto zadbać o ochronę danych, ale też zadbać o kulturę umieszczania treści w sieci.